niedziela, 24 maja 2015

Rozdział I

Pewnie nic mi nie da wyżalanie się na tych stronach. Jak siedmiolatka, która zapisuje swoje tajemnice w różowym notatniku z Barbie na okładce, po czym i tak podzieli się z nimi ze swoimi psiapsiółami. Różnica jest taka, że mam lat siedemnaście, tajemnic raczej nie posiadam a mój "pamiętnik" składa się z paru pożółkłych juz kartek. A, i nie mam przyjaciółek. Taka sytuacja.
Trudno, chyba warto spróbować. Może nie doradzisz mi w niczym, drogi pamiętniku, może i tak zaraz zgubię te zapiski, ale może pomożesz mi w przeanalizowaniu powoli tego co się stało. Moich przemyśleń. Chciałabym, by były uporządkowane i logiczne. Niestety, w moim życiu jest tyle zamieszania, że chyba nawet najlepszy francuski psycholog mi nie pomoże. Tylko ja mogę zadecydować o tym jak się potoczy dalej moje życie. Co zrobię za chwilę, pojutrze i za rok.
To jest cholernie ciężkie zadanie. Radzić sobie samemu, bez wsparcia. Trzeba być silnym człowiekiem. Czy ja takim jestem? Nie wiem, nie sądzę..

Stop, zacznę od  początku. 
Mam na imię Lena. Mieszkałam w centrum Krakowa w niewielkim mieszkaniu. Dobrze urządzone, proste, skromne ale ładne. Schludne i zawsze czyściutkie. Moja mama miała fioła na punkcie sprzątania. Odprężało ją to, więc każdy wieczór wyglądał tak samo. Ja czytająca książki w moim ulubionym fotelu, z Rudzielcem na kolanach. Ubrana w dresy, bez makijażu, na głowie koczek, który trzymał moje brązowe loczki w teoretycznym ładzie. Z starego magnetofonu puszczaliśmy muzykę klasyczną. Taty najczęściej nie było, gdyż większość czasu przebywał w Paryżu, gdzie pracował. Jego praca polegała na prowadzeniu jakiś biznesowych konferencji, warsztatów. Mimo  tego, miałam z nim dobry kontakt, chociaż z mamą więcej mnie łączyło.

Koszmar zaczął się dokładnie 2 lata temu. Wróciłam ze szkoły i od wejścia zawołałam:
-Jestem! Wiesz mamo, z tego sprawdzianu z historii dosta...
Nie dokończyłam. Weszłam do kuchni. Zobaczyłam moją mamę siedzącą na krześle. Była blada z sińcami pod oczami. Jedną ręką masowała głowę. W samej kuchni panował nieporządek, a rolety wciąż były nie odsłonięte.
-Mamo?! Coś się stało? Wszystko dobrze?-zapytałam. Sięgnęłam po leki leżące na stole i przeczytałam etykietki; "lek przeciwbólowy". -Mamo?
-Lena, dobrze, że już jesteś. Przepraszam, nie zrobiłam jeszcze obiadu. - nie odpowiedziała na moje pytania. Nie obchodził mnie obiad, tylko jej stan.
-Mamo! 
-Córcia, spokojnie..Nie spałam w nocy, znaczy się.. przysnęlam nad ranem..Bardzo mnie boli głowa. - Ach, mogłam się domyślić. Czasami mamę łapał ból głowy, ale tym razem był o wiele silniejszy. Leki nie podziały.
-Zadzwonię do taty. -Juz sięgałam po komórkę.
-Nie! Lepiej żeby się nie martwił. Boli, ale przeżyję. - tu zauważyłam cień uśmiechu.
Nie za bardzo wiedziałam co robić, jak mamie pomóc. Stwierdziłam, że dobrze jej zrobi jak jednak się położy i spróbuje zasnąć. Pościeliłam jej łóżko i przyniosłam herbatę. Zasnęła po godzinie a ja poszłam robić lekcje i uczyć się na ostatnie sprawdziany.
Była godzina  4 w nocy, promienie słońca powoli przenikaly przez żaluzje. Lecz to nie to mnie obudziło. Usłyszałam szloch dochodzący z sypialni mamy. Założyłam różowe papcie i potykając się dotarłam do niej.
Siedziała w starej piżamie, tym razem na podłodze, oparta o łóżko. Widziałam, że jest jeszcze gorszym stanie niż po południu. Juz miałam się odezwać, ale ona zrobiła to pierwsza.
-Lena, nie wiedziałam, że to powiem, ale... Czuje się naprawdę dziwnie. Inaczej niż kiedykolwiek. Głowa boli mnie jeszcze mocniej.. Zaraz oszaleję. Dzwoń po karetkę.



******************


Cześć ;) Jest to pierwszy rozdział i jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. Może podejrzewacie co się wydarzy w kolejnym poście? Napiszcie mi, co sądzicie, co Wam się podoba a co nie.
Postaram się na początek wstawiać 1 rozdział na tydzień :)